Halloween - czy jest grzechem? Choć aktualnie Halloween nie jest poważnie traktowane przez większość osób, Kościół katolicki widzi tę sprawę zupełnie inaczej. Wiele katolików decyduje
Moc pochwały — czyli rozsądne chwalenie dziecka. Najlepszym miejscem pod słońcem na ziemi jest dom, w którym dokłada się wszelkich starań, aby odkryć i nagrodzić oklaskami talenty. i uzdolnienia każdego członka rodziny. (G. Mac Donald) Pochwały i zachęty pomagają dziecku kształtować własną samoocenę, dodają wiary w
Samookaleczenia jest grzechem ciężki, natomiast myśli samobójcze nie, ponieważ grzechem jest poddaniem się kuszeniu, a nie same kuszenie. Zły humor czy może depresja są podsuwane przez diabła. Uleganie im prowadzi więc tylko do złych rzeczy.
Świadomość społeczna jest w tym względzie bardzo duża, dlatego tak — palenie przed osiemnastką to grzech ciężki. Inną kwestią pozostaje to, jeśli ktoś jest już nałogowym palaczem. Czy jemu w oczach Boga należy się wybaczenie? To kwestia indywidualna, lecz przede wszystkim należy zadbać o to, aby spróbować palenie rzucić.
Jedni zabijają zwierzęta dla sportu np niektórzy myśliwi i wędkarze. Inni twierdzą, że zabijanie i jedzenie zwierząt jest niemoralne. Piszę nie dlatego, że chcę przedstawić kolejny ludzki pogląd, ale Boży pogląd na tę sprawę. Ponieważ pytasz "czy jest grzechem", a jedynie Bóg decyduje o tym co jest dobre, a co złe.
kombinasi warna baju dan celana yang cocok untuk pria. 09:48 Bardzo prosze o odp. na pytania jn.: 1. Czy chwalenie sie czymś co wywoluje w człowieku rozpierajaca radosc jest grzechem proznosci (i czy proznosc jest grzechem); nawet jezeli chce sie wzbudzic u sluchajacych zazdrosc, uznanie itp.? 2. Czy odmawianie pacierza w czasie porannych przygotowan do szkoly, pracy , w tramwaju, autobusie itd. - jest lekcewazeniem Boga i modlitwy i czy winno sie z tego spowiadac? 1. Próżność jest grzechem. Zasadniczo należy uznać ją za grzech lekki. Grzechem ciężkim mogła by się stać, gdyby prowadziła do poważnej krzywdy wyrządzonej Bogu, bliźniemu lub nam samym. Np. gdyby ktoś wydawał prawie cały domowy budżet na stroje, zaniedbując inne ważne potrzeby domowników... W sytuacji o którą pytasz musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czy i jakie zło swoim postępowaniem czynisz. Może bliźnim, niepotrzebnie wzbudzając w nich zazdrość? Może sobie popadając w pychę? Pycha jest bowiem korzeniem wielu innych grzechów... Być może jednak Twoje postępowanie wcale nie jest grzeszne, a mieści się w granicach naturalnego i zdrowego pragnienia bycia dostrzeżonym, zaakceptowanym i chwalonym. 2. Najlepiej modlić się w domu, ofiarując Bogu także chwilkę swojego czasu. Jednak modlitwa w drodze do pracy nie może być grzechem. Na pewno nie wynika bowiem z braku szacunku wobec Boga....Jeśli jesteś osobą o sumieniu skrupulatnym to błagamy, byś pytał o radę spowiednika. On bowiem wie lepiej, czy nie przesadzasz. Człowiek o chorym sumieniu musi znaleźć lekarza, zaufać mu i spełniać jego polecenia nawet jeśli wydaje mu się, że ten namawia go do lekceważenia zła. Musisz mu zaufać. Wszelką ewentualną winę spowiednik bierze w takim wypadku na siebie. Proszę też pamiętać o powiedzeniu, że diabeł siedzi w szczegółach. Niestety, często także w ludzkich skrupułach. Jemu zależy na naszym udręczeniu, przekonaniu nas, że jesteśmy do niczego, byśmy nie zbliżyli się za bardzo do Boga...J.
Moderatorzy: Małgosiaa, bramin Strona 1 z 1 [ Posty: 7 ] Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Autor Wiadomość Dołączył(a): Cz maja 30, 2019 18:51Posty: 31 Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Czy jak ktoś żartuje nawet z niewierzącymi ,posiada smartfon i dość sporo dóbr to grzeszy w ten sposób?24 Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. 25 Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. 26 Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich7 czynili fałszywym 24-26 Wt cze 18, 2019 13:19 Kozioł Dołączył(a): Śr sty 31, 2018 23:46Posty: 1644 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? random14 napisał(a):Czy jak ktoś żartuje nawet z niewierzącymi ...to grzeszy w ten sposób?Nie. W żaden sposób. Ba! Bez kontaktu z niewierzącymi nie byłoby jak nawracać random14 napisał(a):24 Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. 25 Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. 26 Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich7 czynili fałszywym 24-26To jest wycięte z szerszego kontekstu. Nie chodzi tu o bogactwo samo w sobie ale o ludzi zadufanych w swojej władzy i bogactwie, a odrzucających to o tyle uzasadnione ostrzeżenie, ze bogactwo, dobrobyt uchodziło za błogosławieństwo od Boga (do niedawna było tak i w Europie).Tuż po sporach z faryzeuszami i modlitwie na górze Jezus wybrał z pośród uczni dwunastu apostołów, prostych ludzi i wszedł w tłum znów prostych, często cierpiących ludzi. To byli jego pierwsi że te ostre słowa były skierowane własnie do uczonych faryzeuszy, ludzi bogatych, wykształconych, uważających się za lepszych, bardziej świętych, cieszących się poważaniem, a tak na prawdę nie mający miłości do Boga w sercu. _________________MetodyściPolska Rada Ekumeniczna Wt cze 18, 2019 13:44 IrciaLilith Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10Posty: 4921 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Alternatywna interpretacja - to coś na wzór buddyjskiej nauki o nietrwałości, o tym aby się do niczego nadmiernie nie przywiązywać, bo w kwestiach materialnych nic nie trwa wiecznie. Często dobrobyt materialny sprawia, że przesłania on to co trwałe i na prawdę istotne, to co nie przemija i czego nam nikt i nic nie odbierze o ile sami nie nie jest wrogiem zabawy, czy zwolennikiem głodowania, bo gdyby tak było zamiana wody w wino czy rozmnożenie jedzenia nie miałyby miejsca. _________________'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni... Wt cze 18, 2019 21:13 random14 Dołączył(a): Cz maja 30, 2019 18:51Posty: 31 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Czy ten fragment naucza że pozdrowienia na rynku i pierwsze miejsca w ucztach są grzeszne ?Czy to oznacza że popularni kapłani są źli,albo jak kapłan ma dobre auto to mamy podjerzewać że grzeszy i nie powinno się go słuchać ?"Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”. Pn lip 15, 2019 13:58 Swołocz Dołączył(a): N wrz 10, 2017 20:32Posty: 757 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? random14 napisał(a):Czy ten fragment naucza że pozdrowienia na rynku i pierwsze miejsca w ucztach są grzeszne ?Czy to oznacza że popularni kapłani są źli,albo jak kapłan ma dobre auto to mamy podjerzewać że grzeszy i nie powinno się go słuchać ?"Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.Jezus był prorokiem, który miał pewne przekonania i pomysły odnośnie otaczającej go rzeczywistości. Widać wyraźnie, że nie darzył sympatią uczonych w piśmie, można powiedzieć, że trochę się do nich "przyczepił". Ale to stan umysłu Jezusa sprzed 2000 lat i z określonych, właściwych tamtemu czasowi uwarunkowań i okoliczności. Nie przenoś w łatwy i bezrefleksyjny sposób ówczesnych spostrzeżeń i krytyk Jezusa do obecnej, aktualnej rzeczywistości. Nie da się tego przenieść - to są inne Jezus dziś żył, być może nie doczepiłby się do katolickich kapłanów. A może tak - nie wiemy wiemy też, że nawet rozważanie sytuacji w rodzaju "gdyby Jezus dziś żył" nie ma sensu, gdyż Jezus żył tylko wtedy i już nigdy nie będzie żył. Pn lip 15, 2019 20:56 Stworek Dołączył(a): N sty 06, 2019 14:28Posty: 111 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Swołocz napisał(a):Nie da się tego przenieść - to są inne że się da. Świat się zmienił, ludzie się zmienili ale definicje dobra i zła pozostały bez zmian. Teksty z Biblii są ponadczasowe i można je dopasować do każdych czasów. So sty 11, 2020 16:12 Inny_punkt_widzenia Dołączył(a): N mar 25, 2007 18:09Posty: 3223 Re: Czy grzechem jest śmianie się ,bycie najedzonym,itp.? Jezus do zamożnych i szczęśliwych mówi ... Biada Wam!... W dzisiejszym młodzieżowym slangu brzmi to ... Zgaś ten uśmiech!... To przestroga przed katastrofą . Jeżeli twój smartfon zasłoni ci oczy na drogę zbawienia, jeżeli twój uśmiech nigdy nie zgaśnie z powodu głupawych filmików na Youtube to nie wejdziesz do Królestwa Niebieskiego. Dobra doczesne tak przywiązują nas do tego świata i tak nas uzależniają że nie możemy się z nimi rozstać, dają tyle przyjemności, że nie możemy ich porzucić , tak więc wielbłąd szybciej przejdzie przez ucho igielne niż zamożny i zadowolony do Nieba. Pn kwi 13, 2020 19:41 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Strona 1 z 1 [ Posty: 7 ] Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników
Najczęściej używanie przekleństw traktowane jest jako objaw niechlujstwa językowego. Fakty są jednak inne. Emma Byrne, autorka książki “Swearing Is Good for You: The Amazing Science of Bad Language” odkrywa przed nami bardzo praktyczne zalety ostrego języka. Opowiedziała o nich redakcji National Geographic. Simon Worrall, National-Geographic: Pisze Pani, że jest dumna z talentu do kwiecistego i odpowiedniego do chwili przeklinania. Proszę opowiedzieć o swoim zainteresowaniu brzydkimi słowami i co z tego może wynikać dla nas dobrego? Emma Byrne, Moje pierwsze wspomnienie kary za przeklinanie pochodzi z chwili, gdy nazwałam brata “pizdą” (ang. - twat), które myliłam z innym wyrazem ( ang. twit – głupek, cymbał). Miałam mniej więcej osiem lat, mój brat chodził do przedszkola. Mama stanęła jak wryta, a potem dostałam po uchu. Wtedy zrozumiałam, że pewne słowa mają znacznie więcej mocy niż inne, a głupia zmiana samogłoski potrafi sprawić, że wypowiedź nabiera mocnego emocjonalnego charakteru. Zawsze ciekawiło mnie to, o czym mówiono, że nie powinnam się tym interesować. Dlatego właśnie trafiłam do miejsca zdominowanego przez mężczyzn. Kiedy mówiono mi “to nie dla ciebie” musiałam poznać jak najwięcej. - Moja relacja z przeklinaniem to właśnie tego przykład. Zdarza mi się używać przekleństw by określić swoją pozycję bliżej kolegów (niż koleżanek – przyp. red.), coś jak chwalenie się znajomością zasad spalonego w piłce nożnej. To takie upewnianie się, że nie jestem kimś dziwnym i obcym tylko na podstawie mojej płci. Istnieją badania z Australii i Nowej Zelandii pokazujące, że przeklinanie wśród bliskich znajomych jest oznaką wzajemnego zaufania. Widać to choćby w transkrypcjach rozmów badanych przypadków w branży produkcji i IT, gdzie w żartach odchodzi się od grzecznego języka i właśnie to pokazuje zaufanie w zespole. - Jednym ze sposobów wytłumaczenia tego jest fakt, że przeklinanie ma zawsze charakter emocjonalny. Użycie przekleństwa potrafi pokazać jak dopasowujesz się do cudzej osobowości. Czy mężczyźni zawsze przeklinali więcej od kobiet? - Oczywiście, że nie! Historycy zajmujący się językiem angielskim opisują jak kobiety bywały chwalone za umiejętności w tworzeniu wyjątkowo wyrazistych przekleństw i wiązanek aż do około 1673 roku, gdy opublikowano książkę Richarda Allestree “The Ladies Calling”. Autor pisze w niej, że przeklinanie jest czymś podobnym dla kobiety jak posiadanie brody, czy bezpłodność – to cecha odbierająca jej kobiecość. Niestety dzisiaj stoimy w tym samym miejscu. Choć kobiety wydają się mniej przeklinać – badania pokazują coś zupełnie innego. Klną tak samo, ale niestety są dużo surowiej oceniane, a to ma dalsze implikacje społeczne. Zafascynowało mnie to, że nie tylko ludzie przeklinają – naczelne także to robią! Proszę opowiedzieć o projekcie Washoe. - Na wolności szympansy znaczą swoje terytorium za pomocą odchodów, używają ich także do okazywania niezadowolenia. Tak więc jeśli próbujesz ich uczyć języka gestów zaczynach od treningu z nocnikiem. Podobnie jak u ludzkich dzieci – kończy się to wprowadzeniem tabu ekskrementów. W projekcie Washoe znak słowa “brudne” polegał na podparciu pięścią podbródka. Po krótkim czasie naukowcy zaobserwowali, że szympansy zaczęły używać znaku w taki sposób, w jaki ludzie używają przekleństw. Washoe była szympansicą zaadoptowaną adoptowaną w latach sześćdziesiątych przez R. Allena Gardnera i Beatrix T. Gardner. Potem trafiła do naukowca nazwiskiem Roger Fouts, gdzie w waszyngtońskim ośrodku badawczym była przewodniczką dla trzech młodszych szympansow; Loulis, Taty i Dar. Sprawdzano, czy szympansy będą przekazywać sobie język z pokolenia na pokolenie, co przyniosło pozytywny rezultat. Ale to nie wszystko: powiązały tabu toaletowe ze słowem “brudny” jako czymś wstydliwym. Zaczęły używać go by wyrażać wściekłość, zupełnie jak przekleństwo. Gdy Washoe i inne szympansy były naprawdę zdenerwowane przykładały pięści do podstaw szczęk, aż można było usłyszeć dźwięk szczękania zębów. Washoe i inne pokazywały wiadomości w rodzaju “Brudny Roger!” albo “Brudna małpa!” gdy były rozgniewane. To nie ludzie ich tego nauczyli. Same zinternalizowały tabu, powiązały je ze znakiem w języku i nagle słowo zyskało potężną moc – można nim było rzucić tak samo jak odchodami. Mówi Pani, że przeklinanie jest jak system rozpoznania tego co w danej kulturze podlega tabu. - Przykładem, który większosci anglojęzycznych czytelników będzie bliski (także polskojęzycznych – przyp. red.) jest pojęcie bluźnierstwa. To język, który nie pojawi się w telewizji i mediach. W USA “słowo na n” (nigger – czarnuch – przyp. red.), które kiedyś znajdowało się w tytule popularnej książki Agathy Christie, czy w wierszyku dla dzieci, obecnie jest tabu ponieważ jest symbolem rasizmu i bolesnej historii niewolnictwa i cierpienia afroamerykanów. W niektórych społecznościach używa się go by stać się odpornym na obrazę – anektuje się dane słowo, by nie mogło być bronią przeciwko nam (polskich przykładów także nie brakuje – choćby nazwanie bojówki kibiców krakowskiej Cracovii “Jude Gang” jako rozbrojenia obrazy jaką dla tej grupy jest nazwanie kogoś Żydem – przyp. red.). To tylko przykład słowa, które wypadło z literatury i codziennych rozmów, weszło w obszar słów niewypowiadalnych. Podobne mechanizmy działają dla całej ludzkości.
Spowiedź z poczucia obowiązku sama w sobie nie jest czymś złym, nawet jeśli nasze postanowienie poprawy jest bardzo niedoskonałe - mówi Dariusz Kowalczyk SJ. Ojcze Profesorze, zdajemy sobie sprawę, że Pan Bóg jest miłosierny i w swojej miłości przebaczy nam grzechy, które szczerze wyznamy, ale jak wyznać szczerze grzechy, kiedy "boimy się" reakcji księdza? Jeśli odczuwamy coś, co nazywamy strachem przed spowiednikiem, to warto się nad tym dłużej zastanowić. Na czym ten "strach" właściwie polega i jakie są jego przyczyny? Jest rzeczą naturalną, iż wyznawanie grzechów, szczególnie niektórych, nie przychodzi nam łatwo. Odczuwamy wstyd, zażenowanie. Boimy się, że usłyszymy od spowiednika coś, co będzie dla nas trudne. W tej sytuacji trzeba sobie uświadomić, że tego rodzaju emocje są częścią pokuty. Wyznawanie grzechów nie jest błahostką, ale sakramentem właśnie pokuty. Bóg jest miłosierny, lecz to nie znaczy, że mamy "bezstresowo" podchodzić do naszych grzechów, bo przecież i tak nam przebaczy… Może być też tak, że mieliśmy jakieś niedobre doświadczenie w konfesjonale, które rzutuje na teraźniejszość. W takiej sytuacji pomódlmy się za spowiednika, który nas zranił. Może zabrakło mu kompetencji, może miał zły dzień, może jest cukrzykiem i miał trudny moment właśnie, kiedy mnie spowiadał… I powierzmy nasze zranienie Bogu. Warto w tym kontekście wspomnieć tutaj o tym, co opowiedział mi pewien współbrat. Poszedł kiedyś do spowiedzi do jednej z rzymskich bazylik. Spowiednik w pewnym momencie zaczął na niego krzyczeć, ale współbrat nie miał pojęcia, z jakiego powodu. Sytuacja zrobił się na tyle absurdalna, iż współbrat oznajmił spowiednikowi, że chyba zaszło jakieś nieporozumienie i wstał od konfesjonału. Wyspowiadał się u innego spowiednika. "Przecież nikogo nie zabiłem, nie mam grzechu ciężkiego, po co mam iść do spowiedzi?" - nie raz słyszę od znajomych. Grzech ciężki to przecież nie tylko zabójstwo? Warto tutaj zauważyć, że przez wiele wieków sakramentalna pokuta odnosiła się jedynie do grzechów ciężkich. Nieznana była w Kościele spowiedź sakramentalna z grzechów lekkich, które ze swej natury mogą zostać odpuszczone na wiele innych sposobów. Dość powiedzieć, że taki na przykład św. Augustyn po swoim nawróceniu i przyjęciu chrztu nigdy nie musiał przystępować do kanonicznej pokuty. Na przestrzeni wieków praktyka się zmieniła, choć istota pozostała ta sama. Obecnie drugie przykazanie kościelne mówi, że każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się ze swoich grzechów. Ponadto jesteśmy zachęcani do tzw. spowiedzi z pobożności, czyli z grzechów lekkich, które jako takie nie są przeszkodą, by przyjąć Komunię świętą. Dlaczego zatem się spowiadać, skoro sumienie nie wyrzuca nam żadnego grzechu ciężkiego? Sądzę, że wiele osób mogłoby w oparciu o własne doświadczenie odpowiedzieć, że praktykują regularną spowiedź, bo czują się do niej zaproszeni przez Chrystusa, który jest obecny i działa w swoim Kościele. Nie powinniśmy ograniczać swego religijnego życia tylko do tego, co konieczne, co nas obowiązuje pod sankcja grzechu ciężkiego. Warto rozwijać się, otwierać się na działanie Boga we własnym życiu, nieustannie nawracać… Regularna spowiedź może nam w tym pomóc. Bywa też tak, że przekonywanie siebie i innych, że nie ma się żadnej potrzeby, by pójść do spowiedzi, wskazuje na jakiś ukryty problem. Może czujemy, że spowiedź sakramentalna coś w nas odkryje, do czego sami przed sobą nie chcemy się przyznać tkwiąc w pewnym zakłamaniu. Po szczerej spowiedzi, po odejściu od kratek konfesjonału - w oczach mamy łzy… I znowu jesteśmy blisko Pana Boga, pewni, że chcemy skończyć z grzechem… Dlaczego niekiedy aż tak trudno porzucić to, co niszczy miłość i wiarę a często prowadzi donikąd? To jest pytanie: Czy rzeczywiście chcemy skończyć z grzechem? Innymi słowy: Czy chcemy się nawracać? Niekiedy traktujemy spowiedź nie jako element rzeczywistego nawrócenia, ale jako jedynie obowiązek albo ryt, który pozwala nam poczuć się lepiej. Można by rozróżnić pomiędzy chrześcijańskim i pogańskim traktowaniem spowiedzi. W postawie chrześcijańskiej chodzi o nawracanie serca ku Bogu w Kościele i konkretne szukanie woli Bożej. Pogańskie (magiczne) traktowanie spowiedzi polega natomiast na odbyciu rytu, który daje mi na moment poczucie czystości, aby móc przyjąć Komunię, przez co mogę zapewnić sobie przychylność Boga. Tymczasem trzeba pamiętać, że uzyskanie sakramentalnego odpuszczenia grzechów, to nie jednorazowe wydarzenie, ale element drogi. Potrzebny jest ciąg dalszy. Trzeba prosić Boga, abym ujrzał brzydotę grzechu, abym nie dawał się oszukiwać po raz kolejny pokusom przedstawiającym grzech jako coś dla mnie przyjemnego, dobrego. Są grzechy, które bywają swego rodzaju nałogiem. Ich popełnianie przynosi nam chwilową ulgę. Grzeszymy też niekiedy z lęku… Krzywdzimy innych, bo się boimy, że inni skrzywdzą nas, że coś stracimy. Nie wystarczy zatem krótki rachunek sumienia przed traktowaną rytualnie spowiedzią. Warto regularnie podejmować na modlitwie refleksję nad swymi postawami i czynami. Taka refleksja to nic innego, jak rachunek sumienia. Mistrzem może być tutaj św. Ignacy Loyola, który dał nam wiele wskazówek na temat, jak robić regularny, codzienny rachunek sumienia. (zobacz rownież: Rachunek sumienia w codziennej modlitwie) Co w momencie, kiedy spowiedź traktujemy jako obowiązek? Czy taka spowiedź jest ważna? Wyznajemy grzech, ale i tak wiemy, że jeszcze z nim nie skończymy… Spowiedź z poczucia obowiązku sama w sobie nie jest czymś złym, nawet jeśli nasze postanowienie poprawy jest bardzo niedoskonałe. Wręcz przeciwnie, pozwala nam nie zagubić się zupełnie. Ale jesteśmy wezwani do czegoś więcej. Bo przecież Bóg chce wejść z nami w osobistą relację, a nie być jedynie jakimś Policjantem patrzącym, czy wypełniamy obowiązki. Weźmy przykład. Ktoś spowiada się od lat, że opuszcza niedzielną Mszę świętą. Spowiada się i znowu opuszcza. Nie ma żadnej poprawy. I prawdopodobnie nie będzie, jeśli niedzielna Msza jest traktowana jedynie jako w gruncie rzeczy niezrozumiały, formalny obowiązek. Sytuacja może zacząć się zmieniać, kiedy doświadczymy Jezusa osobiście, kiedy w spowiedzi spotkamy Jezusa, który mówi mi: Kocham Cię, pragnę, abyś był blisko Mnie, bo to dla Ciebie dobre; nie odchodź ode mnie w grzech. Wówczas Msza staje się spotkaniem z żywym Bogiem, który nas zaprasza do stołu Słowa, Ciała i Krwi Pańskiej. Wówczas tak zaplanujemy niedzielę, aby być na Mszy, bo będziemy czuli się zaproszeni przez samego Boga. Może nie wszystko od razu będzie idealnie, ale coś drgnie i spowiedź przestanie być swoistym wahadłem: grzech, przebaczenie, ten sam grzech itd. Poczujemy, że nie kręcimy się w kółko, ale idziemy naprzód. Jeśli będziemy mieć w sercu obraz kochającego i wybaczającego Boga, nie będzie wiązało się to z przyzwoleniem na "małe grzeszki"? Przecież wiemy, że Pan Bóg i tak nam wybaczy… Wyobraźmy sobie syna, który rani matkę, ale matka mu zawsze przebacza, z czego syn wyciąga wniosek, że może matkę zranić kolejny raz, bo i tak mu przebaczy. Powiemy, i będziemy mieli rację, że to chora sytuacja, a nie doświadczenie miłosierdzia. Bóg robi wszystko, aby ocalić grzesznika, ale brzydzi się grzechem. Kategoria "gniewu Bożego" wciąż jest aktualna. W Bogu gniew jest wyrazem miłości, która cierpi, kiedy grzech niszczy człowieka. Jezus modli się z krzyża za swoich prześladowców, ale wcześniej wypowiada wiele mocnych słów chłoszcząc zakłamanie, obłudę, niesprawiedliwość. Nie róbmy z orędzia o miłosierdziu usprawiedliwienia dla naszego zakłamania i przywiązania do grzechu. Pamiętajmy też o słowach Jezusa: "Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie" (Mt 7,21). W życiu chrześcijańskim chodzi o rozeznawanie i pełnienie woli Ojca. Przystępując do spowiedzi, trzeba mieć w sercu prawdziwy, ewangeliczny obraz Boga. A Bóg Jezusa Chrystusa, to Bóg miłosierny, który jednak wypali każdy grzech, bo w Bożym Królestwie nie ma miejsca dla grzechu. Z grzechem bowiem nie ma żartów. Jego owocem ostatecznie jest śmierć. Grzech nas oblepia i może sprawić, że już nie będziemy zdolni otworzyć się na Boże miłosierdzie. Zauważmy, że postawa: "Mogę trochę pogrzeszyć, bo Bóg i tak mi wybaczy", znajduje się blisko tego, co Pismo święte nazywa "grzechem przeciwko Duchowi Świętemu". Grzech ten nie może zostać przebaczony, ale nie dlatego, że miłosierdzie Boże jest ograniczone, lecz dlatego, że człowiek lekceważąc działanie Ducha staje się zamknięty na Boga i przebaczenia po prostu nie przyjmuje. A co z grzechami, które wstydzimy się wyznać? O tym już trochę mówiliśmy, wstyd łączy się bowiem z lękiem. Wstyd może być zdrową reakcją na nasze czyny. Wstydzimy się, bo jest czego się wstydzić. Nie jesteśmy bezwstydni, i dobrze. Ale istnieje też wstyd nieadekwatny do sytuacji, który wcale nie pomaga nam w nawróceniu, ale sprawia, że zamykamy się sami w sobie. Dobry, zdrowy wstyd idzie w parze z pokorą. Zły, chory wstyd jest natomiast przejawem pychy, często ukrytej. Poczucie wstydu może stać punktem wyjścia do refleksji nad sobą, do rachunku sumienia. Możemy sobie zadać sobie pytania: Jakich uczynków i myśli się wstydzę? Dlaczego właśnie tych? Najbardziej wstydliwe wydają się grzechy dotyczące seksualności, na przykład masturbacja. Być może jednak powinniśmy odczuwać większy wstyd z powodu innych grzechów, takich jak na przykład złe mówienie o innych, bezsensowne kłótnie, chciwość, egoizm. Niekiedy sądzimy, że grzechy, których najbardziej się wstydzimy, są najcięższe, i w konsekwencji koncentrujemy się na nich. Ale to może być błędem, który sprawia, że przez całe lata nie dostrzegamy tego, co najważniejsze w duchowym, moralnym wymiarze naszego życia. Prośmy Boga o zdrowe poczucie wstydu, które, nawet jeśli jest przykre, stanowi swoistą busolę w rozeznawaniu między dobrem i złem. Przychodzi mi jeszcze jeden konkretny aspekt poruszanej sprawy. Niekiedy jest tak, że wstydzimy się, bo znamy osobiście księdza, który siedzi w konfesjonale. Można to zrozumieć. Dlatego nie ma niczego złego w tym, by - o ile to możliwe - wybrać sobie spowiedź o księdza, który nas nie zna. Trzeba jednak uważać, by tak postępując nie wejść w jakąś nieszczerość przed Bogiem i przed samym sobą. Wstyd przed znajomym księdzem może bowiem brać się z tego, że nie chcemy poprawiać się z popełnianych grzechów. Mimo, że postanawiamy poprawę poprawy - do konfesjonałów są długie kolejki… Czy jesteśmy zbyt słabi? Czy zbyt często nie potrafimy “odciąć się" od grzechu? Jan Paweł II też często się spowiadał, chociaż w kolejce do konfesjonału nie stał. Spowiednicy przychodzili do niego. Z tego jednak nie wynika, że nie potrafił odcinać się od grzechu. W tzw. spowiedzi z pobożności, kiedy penitentowi sumienie nie wyrzuca żadnych grzechów ciężkich, chodzi nie tyle o odcinanie się od poważnych grzechów, do których ciągle powracamy, ale o realizowanie coraz większego dobra. Kiedy skonfrontujemy nasze codzienne życie z przykazaniem miłości Boga i bliźniego, to zawsze dostrzeżemy niedostatki, czy też zaniedbania. Jesteśmy słabi, ale nie na tym polega nasz główny problem. Św. Paweł, Apostoł narodów, też doświadczał słabości. Ale kiedy prosił, by Pan odjął od niego tę słabość, to usłyszał: "Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali". Z czego Apostoł wyciąga konkluzję: "Będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa" (2 Kor 12,9). Właśnie! Spowiedź może nam pomóc w zobaczeniu swoich słabości i w otworzeniu się na Chrystusową moc. Nie martwiłbym się zatem długimi kolejkami do spowiedzi. One mnie cieszą. Oby tylko te spowiedzi przynosiły większy, chciany przez Boga, owoc. W wymiarze indywidualnym, ale także społecznym. Dlatego tak ważne jest, byśmy w sakramencie pokuty widzieli żywego Boga, który nas kocha i mówi nam prawdę, a nie "magiczny" ryt oczyszczenia.
Kto krzywdzi człowieka, ten zadaje ból Bogu, bo Jezus utożsamia się z każdym z nas. Rozumienie grzechu w świetle Ewangelii jest czymś zupełnie wyjątkowym w porównaniu ze wszystkimi innymi religiami czy systemami etycznymi. W innych religiach czy systemach moralnych grzech sprowadza się do obrazy jakiegoś bóstwa czy do kary za przekroczenie określonych nakazów i zakazów moralnych. W pewnym stopniu także Stary Testament ukazuje grzech w tych kategoriach. Tymczasem Jezus Chrystus objawia nam zupełnie inne, nowe i zaskakujące znaczenie grzechu. Otóż w świetle Ewangelii istotą grzechu nie jest naruszenie zasad moralnych czy obrażanie Boga, lecz krzywdzenie człowieka pomimo świadomości, że w każdym z nas mieszka Bóg. W Jezusie Chrystusie Bóg do tego stopnia pokochał człowieka, że utożsamia się z każdym z nas: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Tylko my, chrześcijanie, wiemy, że jeśli mąż uderza żonę, to jego cios rani najpierw serce Jezusa i dopiero wtedy dociera do krzywdzonej kobiety. Podobnie tylko my, chrześcijanie, wiemy, że jeśli ktoś z nas wyrządza krzywdę samemu sobie, na przykład sięgając po narkotyk czy oglądając pornografię, to wtedy najpierw cierpi Jezus, który w nas mieszka i który z miłości do nas wczuwa się w naszą sytuację. W innych religiach ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że krzywdząc człowieka, zadają cierpienie samemu Bogu. Jezus zasłania nas przed krzywdą i grzechem własnym ciałem i własnym sercem. Gdy patrzymy na filmy, które pokazują podróże prezydenta jakiegoś mocarstwa, to widzimy, że jest on otoczony przez wielu ochroniarzy. Jednych rozpoznajemy natychmiast, a inni ukrywają się w tłumie ludzi. Ochroniarze prezydenta wiedzą, że mają zasłaniać go swoim ciałem, gdy zajdzie taka potrzeba. W razie bezpośredniego ataku powinni obronić go nawet kosztem własnego życia. Tymczasem dzięki Ewangelii wiemy, że każdy z nas jest nieporównywalnie lepiej chroniony i nieskończenie bardziej cenny niż prezydent największego nawet mocarstwa. Naszym osobistym ochroniarzem jest bowiem sam Bóg. On chroni nas sobą aż do oddania za nas życia na krzyżu. Czyni tak z miłości do ciebie i do mnie, a nie dlatego, że został w ten sposób wyszkolony czy że – jak ochroniarzom prezydenta - ktoś płaci Mu za to wysoką pensję. Bóg jest naszym osobistym obrońcą! On jest naszą skałą, twierdzą i zamkiem warownym! Bóg utożsamia się z nami i z tym, co się z nami dzieje. Nasz los jest dla Niego ważniejszy niż Jego własny los! Jezus chroni nas dosłownie samym sobą. On chroni nas przed krzywdami, które ktoś inny chciałby nam wyrządzić, a także przed naszymi własnymi słabościami. Miłość chroni przed grzechem. Najlepszą obroną przed grzechem jest pewność, że Bóg kocha mnie także wtedy, gdy grzeszę. Dzięki Ewangelii już wiemy, że grzech popełnia ten, kto krzywdzi innych ludzi lub samego siebie pomimo świadomości, że w tych ludziach i w nim samym mieszka Bóg, który się z nami utożsamia i który posłał do nas swojego Syna, który odtąd chroni nas samym sobą. Łatwiej jest krzywdzić ludzi wtedy, gdy nie wiemy, że ich obrońcą jest Bóg, który utożsamia się z ich losem i przeżyciami. Zawsze możemy znaleźć jakieś „usprawiedliwienie” dla naszych grzesznych czynów wtedy, gdy nie wiemy, że Bóg związał swój los z losem człowieka. Na przykład, możemy powiedzieć sobie, że nasi bliźni są niedoskonali, że czasem zadają nam cierpienie i że „zasługują”, byśmy ich skrzywdzili. Nie znajdziemy natomiast nawet pretekstu, by usprawiedliwić krzywdzenie niewinnego Boga. W świetle Ewangelii grzech mają ci, którzy wyrządzają zło sobie czy bliźnim mimo świadomości, że w ten sposób najpierw ranią serce Zbawiciela. Świadomość tego, że Bóg chroni sobą ciebie i mnie, mobilizuje nas do walki z grzechem nieskończenie bardziej niż strach przed konsekwencjami popełnianego zła czy przed piekłem. Nie wzrusza i nie mobilizuje nas do życia zgodnego z przykazaniami taki Bóg, który by się obrażał czy który by nas karał. Wtedy odpowiedzią byłby raczej bunt, obojętność lub chowanie się przed Bogiem niż nawrócenie. Ogromnie nas natomiast porusza i mobilizuje Bóg prawdziwy, który w Jezusie upewnił nas o tym, że się z nami utożsamia i że z nami cierpi, gdy my cierpimy. Najbardziej mobilizuje mnie do czujności i pracy nad sobą Bóg, który kocha nas w każdej sytuacji i za każdą cenę. Dzięki Jezusowi już wiem, że Bóg kocha nas także wtedy, gdy jesteśmy jeszcze grzesznikami. Stwórca nie odwołuje miłości do nas, nie przekreśla nas nawet wówczas, gdy Go lekceważmy czy gdy chcemy wyrzucić Go z naszego życia. On także wtedy pragnie naszego ocalenia. Chce, byśmy się nawrócili i byli szczęśliwi. Moralność ratuje przed grzechem. Moralność to inteligencja, dzięki której odróżniam to, co prowadzi do życia, od tego, co prowadzi do śmierci. Kilka lat temu pewien dziennikarz poprosił mnie o wywiad na temat chrześcijańskiej moralności. Przytoczył najpierw badania socjologiczne, z których wynikało, że młodych ludzi najbardziej zraża do Kościoła to, że księża ciągle przypominają o potrzebie respektowania Bożych przykazań i norm moralnych. Wyjaśniłem wtedy, że takie rozumowanie jest naiwne i po części zawinione przez tych księży, którzy w nieudolny sposób wyjaśniają sens Dekalogu. Stwierdziłem, że dla mnie Boże przykazania są zaszczytem i wyróżnieniem. To przecież wielki zaszczyt i ogromne wyróżnienie, że Bóg proponuje mi życie w wolności od zła i trwanie w świętości dziecka Bożego. To ogromna łaska i wielkie wyróżnienie, że Bóg mobilizuje mnie do tego, bym nikogo nie krzywdził, lecz bym kochał tak, jak On pierwszy mnie i ciebie pokochał. Nieznośnym ciężarem staje się życie wtedy, gdy ktoś nie słucha Boga i łamie Jego przykazania. Zabójstwo, cudzołóstwo, kradzież, kłamstwo, pożądanie, brak szacunku wobec własnych rodziców czy stawianie jakiegoś człowieka czy przedmiotu w miejsce Boga to najkrótsza droga do bolesnych krzywd, do nieznośnego cierpienia i rozpaczy. Naśladowanie Jezusa wymaga trudu i dyscypliny, lecz w porównaniu z ciężarem, jaki dźwigają na sobie grzesznicy, brzemię Jezusa jest naprawdę lekkie i radosne. Moralność to specyficzna cecha człowieka, która odróżnia nas od zwierząt. Człowiek jest kimś jedynym na tej ziemi, kto potrafi krzywdzić nie tylko innych ludzi, ale nawet samego siebie. Potrafi oszukiwać siebie, popadać w śmiertelnie groźne uzależnienia, stawać się obojętnym na własny los, a nawet targać się na własne życie. To właśnie dlatego moralność jest wyjątkowo ważną formą inteligencji. Dzięki tej inteligencji możemy odróżniać te zachowania, które nas rozwijają i cieszą, od tych zachowań, przez które krzywdzimy siebie czy innych ludzi i popadamy w cierpienie. Człowiek pozbawiony inteligencji moralnej czyni to, co łatwiejsze, chociaż złe i szkodliwe, a nie to, co wartościowsze i mądrzejsze. Na uczenie odróżniania dobra od zła nigdy nie jest za późno. Grzeszność, to zawiła dziedzina i towarzyszy człowiekowi od narodzin aż do śmierci. Przecież rodzimy się już w grzechu pierworodnym. Dlatego nie powinno się jej bagatelizować, albo odkładać na jakiś nieokreślony czas. Dla dzieci nie ma granicy wiekowej, kiedy można je doświadczać w tej sferze. Trzeba zaczynać od początku. Im szybciej, tym będzie łatwiej. Gdy dziecko jest małe, to niemal automatycznie, uczymy je co jest dobre a co złe. Mówimy „nie wolno zabierać bez pytania zabawek kolegi, albo przynosić ich do domu z przedszkola. Tak się nie robi, one nie należą do ciebie.” Od razu podpowiadamy też, jak powinno rozwiązać tę sprawę. Jeśli się boi, to można zaproponować pomoc przy oddawaniu zabawki. Pomimo, że to dla dziecka będzie trudne przeżycie, to powinno naprawić wyrządzone zło. Nawet, jeśli będzie to mała szkodliwość czynu. W ten sposób realizuje się jeden z warunków spowiedzi, zadośćuczynienie. O tym aspekcie często zapomina się przygotowując dziecko do tego sakramentu. Syn mojej znajomej wraz z kolegami stłukł szybę na klatce schodowej. I tylko ona przeprowadziła z nim rozmowę. W efekcie uznali, że powinien przyznać się do winy i ponieść ewentualne konsekwencje. Chłopiec właśnie kończył szkołę podstawową, odważył się pojąć wyzwanie. Wiem, że na uczenie odróżniania dobra od zła nigdy nie jest za późno. Sumienie powinno się ciągle uwrażliwiać. Przygotowywać na spotkanie z Jezusem podczas spowiedzi. Polecam wykorzystywanie różnych okazji, nie tylko wtedy, kiedy dziecko coś przeskrobie; można wykorzystywać oglądane filmy, przeczytane książki, czy gry. Najlepiej, by odbywało się to raczej w spokojnej atmosferze, by nie kojarzyło się z wykonywaniem wyroku. opr. aś/aś
czy chwalenie się jest grzechem